Albania – Tirana – niedoceniona stolica
Na koniec pobytu w Albanii pozostawiłem zwiedzanie jej stolicy – Tirany. Czytając wcześniej o tym mieście, spotykałem się w większości z niezbyt pozytywnymi ocenami. Nie brakowało takich, które stawiały Tiranę w czołówce tych najbrzydszych w Europie. Starałem się jednak tym nie zrażać i dać miastu szansę, z nadzieją, że może będzie całkiem ciekawie i nie tak jak opisują ją inni.
Na pobieżne zwiedzanie powinien wystarczyć jeden pełny dzień, na dokładniejsze, dwa dni powinny być optymalnym wyborem. Ja do Tirany przyjechałem późnym popołudniem, na poznanie miasta miasta poświęciłem cały kolejny dzień, natomiast powrót i lot do Polski miałem zaplanowany na trzeci dzień. Z racji faktu, że wcześniej oddałem samochód na lotnisku, od razu miałem możliwość przetestowania komunikacji miejskiej pomiędzy portem lotniczym, a miastem. Dojazd nie powinien stanowić najmniejszego problemu, bowiem autobusy odjeżdżają regularnie co godzinę spod terminala, kończąc swój bieg przy Placu Skanderbega w ścisłym centrum.
Sam plac jest też najlepszym miejscem do rozpoczęcia zwiedzania Tirany. Tu tutaj zlokalizowane są najważniejsze obiekty w mieście, m.in. gmach Muzeum Narodowego, Biblioteka Narodowa, teatr, Meczet Ethema Beja oraz wieża zegarowa. Na placu znajduje się również pomnik siedzącego na koniu patrona tego miejsca, wspominanego przy okazji wpisu o Kruje, bohatera narodowego Skandrbega. Wokół placu, jak grzyby po deszczu, wyrastają nowoczesne wieżowce mieszczące najbardziej luksusowe hotele i apartamenty.
Będąc w tym miejscu, najlepiej jest spojrzeć na okolicę z góry. Zlokalizowana tuż przy meczecie wieża zegarowa oferuje na swoim szczycie taras widokowy, z którego rozpościera się piękny widok, nie tylko na sam plac, ale i krajobraz miasta wraz z otaczającymi je pasmami górskimi.
Na zwiedzanie miasta nie mam sprecyzowanego planu, w związku z tym postanawiam spacerować bez większego celu, zatrzymując się i zaglądając tam, gdzie coś mi się spodoba. Poza tymi nielicznymi zlokalizowanymi wokół Placu Skanderbega, w Tiranie nie ma innych spektakularnych zabytków. Zabudowa w większości pochodzi z 2. połowy XX wieku i jest bardzo typowa dla bałkańskich miast.
Podobnie jak w całej Albanii, tak i w stolicy natkniemy się na bunkry. Niektóre z nich, wraz z całymi podziemnymi kompleksami zostały zaadaptowane na muzea i instytucje kultury, np. „Bunk’art”, jednak większość z nich to obiekty bardzo małe, które dosłownie niczym grzyby wyrastają gdzieś na trawnikach, przy chodnikach lub budynkach.
Spacerując po śródmieściu, w pewnym momencie moim oczom ukazuje się ogromny, świeżo wybudowany meczet. Choć islam jest w kraju religią dominującą, a muzułmanami określa się bowiem niemal 2/3 mieszkańców, to jednak Albanię można zaliczyć do państw w dość dużym stopniu zlaicyzowanym. Podejście do kwestii wyznaniowych nie jest tu szczególnie znaczące i zauważalne. Stąd też widok dużego, wciąż jeszcze wykańczanego meczetu nieco mnie zaskoczył. Podejrzewam, że jednym ze sponsorów jego budowy mogła być Turcja, która też angażuje się i wspiera finansowo bardzo wiele inwestycji w Albanii. Zresztą, architektura nowej świątyni wydaje mi się być bardzo turecką.
Wspominałem, że w mieście nie ma zbyt wielu zabytków, jednak im jednak bardziej się ktoś stara, tym szansa na odkrycie czegoś ciekawego wzrasta. I tak też trafiłem pod bardzo niepozorny kamienny mostek, pod którym nie przepływa jednak żadna rzeka, ani inny ciek wodny. To pochodzący z XVIII wieku, tzw. Most Garbarzy. Kamienny obiekt został odrestaurowany i służy dziś wyłącznie pieszym.
Rzeka przepływa kilka metrów dalej, pomiędzy jezdniami szerokiej arterii. Lana, bo tak się nazywa, choć przecina centrum miasta, to bardziej przypomina ściek burzowy, niż coś, co można nazwać rzeką. Uregulowana, w betonowym korycie, zdecydowanie nie zalicza się do atrakcji miasta.
W mieście funkcjonuje bardzo dużo różnego rodzaju restauracji, oczywistym faktem jest, że te w centrum w większości przypadków należą do klasy „tych bardziej luksusowych” i oczywiście drogich. Ja chcąc zjeść coś bardziej typowego, lokalnego i z klimatem, oddalam się kawałek od głównych ulic i trafiam do bardzo niepozornego przybytku z grillem, dużą ilością piwa i oczywiście bardzo sympatyczną obsługą w sile dwóch starszych panów. Lokalna klientela również była, więc biorąc to za najlepszą reklamę, siadłem i ja zamawiając typowe bałkańskie małe kebaby (pieczone mięso mielone) oraz najlepszy złocisty napój. Nie minęło kilka minut, jak zostałem rozpoznany jako gość z zagranicy. Dosiadł się do mnie jeden z gości i pomimo faktu, że żadne z nas nie znało języka drugiego oraz jakiegokolwiek innego, który by był dla nas wspólny, zaczęliśmy rozmawiać. W obliczu coraz większej liczby zagranicznych gości w kraju, byłem na prawdę zaskoczony, że wywołałem swoją osobą takie zainteresowanie. Po kolejnej chwili postawili mi drugie piwo i tak sobie próbowaliśmy rozmawiać, piliśmy, obserwowaliśmy życie toczące się na ulicy…czyli coś co na wyjazdach lubię najbardziej.
Zachodzę jeszcze pod stadion, a mówiąc ściślej kompleks sportowo-handlowo-biznesowy. Bardzo ciekawy, wybudowany w 2019 roku, obiekt będący największym stadionem w kraju oraz domem dla piłkarskiej reprezentacji Albanii. Niestety, pomimo prób negocjacji z ochroną, nie udało mi się wejść i zobaczyć go od środka.
…a gdzie najlepiej spędzić wieczór w Tiranie? Oczywiście w jej centralnym punkcie, czyli nie gdzie indziej, jak na Placu Skanderbega. O ile w godzinach południowych miejsce te przypomina nagrzaną słońcem patelnię, gdzie tylko co chwilę ktoś przemyka szukając cienia, to po zachodzie słońca zbierają się tu tłumy mieszkańców. Głośna muzyka, bawiące się dzieci, spotkania towarzyskie oraz wypełnione do ostatnich miejsc ogródki piwne tworzą przyjazną atmosferę żyjącego centrum. Do tego, część placu wydzielona była pod strefę kibica piłkarskiego Euro, a ponieważ w dniach, kiedy ja odwiedzałem Tiranę meczów akurat nie było, to w strefie trwał festiwal lokalnych zespołów artystycznych.
Ostatniego dnia pobytu w Tiranie, jak i Albanii, udaję się w południe ponownie na plac, skąd co godzinę odjeżdżają bezpośrednie autobusy na lotnisko, gdzie też dobiegł kres mojej albańskiej przygody. Czy mi się podobało? – Jak najbardziej tak! Jeśli ktoś chce odwiedzić Albanię, to właśnie jest ten moment, ponieważ patrząc na szybki rozwój turystyki w tym kraju, zagranicznych gości będzie tylko więcej, a ceny również będą rosły, podobnie jak na przykład w sąsiedniej Chorwacji lub Czarnogórze. Mogę również dodać, że niezależnie czy się będzie w Albanii na wyjeździe indywidualnym, czy z biurem podróży, warto rozważyć wynajem auta i udać się w głąb kraju, nie ograniczając się jedynie do wybrzeża.