Brazylia 2023

Argentyna – Puerto Iguazú – Ponownie nad najpiękniejsze wodospady

W brazylijskim Foz do Iguaçu spędzam trzy dni. Widziałem już wodospady Iguazu po stronie brazylijskiej, przyszedł zatem czas na stronę argentyńską.

Argentyna…brzmi egzotycznie, brzmi dumnie, kto w końcu był w Argentynie? Mam przecież tam tak blisko, muszę pojechać. Wychodzę z hotelu za dużo nie wiedząc. Na pewno do argentyńskiego miasta Puerto Iguazú jeździ regularnie autobus, a jak już tam się znajdę, to i do wodospadów jakoś też się dostanę. Idę na pobliski dworzec autobusowy, dopytuję skąd odjeżdża interesujący mnie autobus i po chwili jestem już w środku.

Mniej więcej w połowie trasy granica brazylijsko-argentyńska. Z Brazylii wyjazd bezproblemowy, zero kontroli. Funkcjonuje tutaj coś na wzór małego ruchu przygranicznego. Na wjeździe do Argentyny postój, wysiadka i kontrola dokumentów. Jestem jedynym Europejczykiem, dopytuję o pieczątkę do paszportu, ale przemiły strażnik uśmiecha się, odpowiada coś po hiszpańsku dając chyba do zrozumienia, że pieczątek tu się nie stawia. No trudno.

Po stronie argentyńskiej autobus przejeżdża jeszcze kilka kilometrów i wjeżdża do miasta Puerto Iguazú. Wiem tyle, że skądś odjeżdżają autobusy do parku narodowego. Intuicyjnie jadę jednak do samego centrum, aż autobus dojedzie do swojego celu. Nie wjechał on jednak na żaden dworzec autobusowy, a zatrzymał się kilka ulic dalej. Jeżeli skądś mają odjeżdżać „moje” autobusy do parku, to zapewne z tego dworca, a jeżeli jednak nie, no to się wtedy będę martwił. Na szczęście na dworcu stoi autobus, dopytuję kilka razy czy to na pewno ten i kupuję w dworcowej kasie bilet.

Kupuję…właśnie, nie pomyślałem o walucie, na szczęście tu gdzie jestem w strefie przygranicznej bez problemu można zapłacić brazylijskimi realami, a resztę dostać w argentyńskim peso. Kwestia waluty w Argentynie jest jednak dość ciekawą i skomplikowaną kwestią, którą sam nie do końca zrozumiałem. Faktem jest przeogromna inflacja sięgająca kilkudziesięciu lub nawet kilkuset procent (zależy czy dane są oficjalne czy też nie). Są też dwa kursy walut, oficjalny i ten drugi – czarnorynkowy, które funkcjonują równolegle. Jak można się domyślać, kurs oficjalny jest mniej korzystny w przeliczeniu niż ten czarnorynkowy. Według oficjalnego kursu można wymienić pieniądze w bankach, legalnych kantorach czy wypłacić z bankomatu. Wszędzie indziej obowiązuje kurs czarnorynkowy. Choć też już nie do końca. Za bilety do parku narodowego czy też posiłek w jednym z barów płaciłem kartą. Początkowo ściągnęło mi pieniądze według kursu oficjalnego, a kilka dni później dostałem wyrównanie do kursu czarnorynkowego i zwrot na konto. Tak więc coś nie do końca legalnego staje się jakby legalne. Niezrozumiałe, ale takie są fakty.

Cennik przed wejściem do parku narodowego

Po mieście jeszcze zdążę pospacerować, tymczasem po może dwudziestu minutach jazdy docieram pod główną bramę parku narodowego. Znowu kasy, znowu cennik i znowu chwila zwątpienia co i jak. Minutę później mam już w ręku bilet i idę zwiedzać. Są sklepy z pamiątkami, są bary i restauracje, mini muzeum…jest też plan parku z wytyczonymi ścieżkami spacerowymi. Obieram sobie kurs i ruszam przed siebie. Tłumów zwiedzających na szczęście nie ma, jednak całkowitych pustek także. Jest w sam raz pod każdym względem.

Kto chce może dokupić dodatkowy bilet i po terenie parku przejechać się kolejką wąskotorową.

Ja idę jednak w kierunku wodospadów. W przeciwieństwie do strony brazylijskiej, tutaj jest znacznie więcej ścieżek i szlaków. Specjalne podesty i pomosty pozwalają znaleźć się bezpośrednio nad płynącą wodą. W mojej opinii jest na prawdę pięknie i zjawiskowo. Lepiej niż w części brazylijskiej, a przecież tam poprzeczka postawiona już była bardzo, bardzo wysoko. Piękna słoneczna pogoda też wpływa pozytywnie na odbiór całości.

Teren jest rozległy, ścieżek jest wiele, tak samo rozwidleń, mostków i punktów widokowych. Na szczęście trasy są dobrze oznakowane i bez problemu można obrać trasę zwiedzania. Z każdym krokiem niosący się szum wodospadów słychać coraz bardziej…

Trochę już w życiu widziałem, ale w kategorii przyrodniczej, wodospady zrobiły na mniej największe wrażenie i są numerem jeden, który będzie chyba bardzo ciężko przebić.

Po stronie argentyńskiej jest łącznie około 250 wodospadów wliczając te największe, jak i najmniejsze. Największy z nich osiąga wysokość 82 metrów. Nie jest on najwyższym na świecie, bo to miano dzierży wysoki na ponad 900 metrów wodospad Salto Angel w Wenezueli, ale to właśnie wodospadom Iguazu przypada miano najbardziej rozległych na świecie. Rozciągają się na szerokości aż 2,7 km. W 1984 roku tutejszy park narodowy trafił na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Kilka godzin w parku minęło mi błyskawicznie. Nie jest jeszcze aż tak bardzo późno, więc postanawiam zwiedzić też miasto – Puerto Iguazú. Jestem w Argentynie, trzeba ten czas wykorzystać jak najintensywniej. Nie wiem przecież kiedy i czy w ogóle jeszcze będę w Argentynie.

Puerto Iguazu nie jest szczególnie duże, mieszka tu około 50 tysięcy osób. Powiedziałbym, że jest dość spokojne i senne z bardzo dużą ilością zieleni. Jest całkiem przyjemnie i subiektywnie stwierdzam, że nawet przyjemniej, a na pewno bardziej klimatycznie niż w swoim odpowiedniku, brazylijskim Foz.

Trochę spaceruję, rozglądam się, większość ulic wygląda tu tak samo. Bez większych rewelacji, ale pozytywnie. Opuszczam centrum i idę na trójstyk granic. Tak, ten sam trójstyk, który wcześniej oglądałem po stronie brazylijskiej. Teraz spojrzę z drugiej perspektywy.

W przeciwieństwie do strony brazylijskiej, tutaj na cypel można wejść za darmo. Jest symboliczny obelisk w barwach Argentyny, jest odnowiony placyk z ławkami, kilka budek z pamiątkami i kilka bezpańskich, ale bardzo przyjaznych psów. Kawałek dalej widać też wielki, właśnie wykańczany most łączący stronę brazylijską i paragwajską. Z Argentyny do Paragwaju mostu natomiast nie ma. Do Brazylii zresztą też, ten jest cztery kilometry dalej na wschód.

Kilka minut spaceru dalej dostrzegam zacumowany do brzegu statek. Statek – widmo. W przeszłości, w latach swojej świetności zapewne pływał po tutejszych rzekach z turystami, dziś dogorywa coraz bardziej rdzewiejąc.

W tym też miejscu pozostaje mi powoli kończyć argentyńską wycieczkę. Do centrum miasta mam pieszo około 20 minut drogi. Idę na dworzec autobusowy z nadzieją, że nie będę musiał długo czekać na autobus powrotny do Brazylii. W międzyczasie odjeżdża inny rejsowy autobus na trzecią z granicznych stron – do paragwajskiego miasta Ciudad del Este. Po niecałej godzinie jestem już „u siebie” w Brazylii.

Wiele osób jadących zobaczyć wodospady może się zastanawiać po której stronie granicy zrobić bazę noclegową. Mając porównanie obu miast, za przyjemniejsze i spokojniejsze muszę uznać argentyńskie Puerto. Brazylijski Foz jest znacznie większy, głośniejszy, ale w zasadzie nie ma tam niczego ciekawego. Według mnie najlepiej po prostu nocować po tej stronie granicy, skąd przyjeżdżamy do wodospadów, a pomiędzy każdą ze stron można sprawnie i łatwo można przemieszczać się autobusami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *