
Białoruś 2019 – garść informacji różnych, czyli krótkie wprowadzenie
Wakacje na Białorusi? – brzmi trochę dziwnie i egzotycznie. Po co tam jechać, przecież tam nic nie ma, tam biednie i niebezpiecznie! Łukaszenka cię nie wypuści, zostaniesz już tam…
Pewnie większość wyjeżdżających na Białoruś prędzej czy później miała styczność z takimi słowami kierowanymi przez rodzinę czy znajomych w swoim kierunku. Ja również musiałem się z tym zmierzyć. Czas jednak przełamać stereotypy! …ale po kolei. Białoruś, nasz wschodni sąsiad z którym wspólna granica wynosi aż 416 kilometrów, do 1991 roku jedna z republik Związku Radzieckiego. Obecnie określana mianem ostatniej dyktatury w Europie. Dawne Kresy, bieda, lasy, bagna, Aleksandr Łukaszenka, wizy, łamanie praw człowieka i tak dalej… najprawdopodobniej taki prosty obraz Białorusi ma stereotypowy Polak. Na szczęście powolutku ulega to zmianie, a białoruskie władze zaczynają dostrzegać potrzebę i korzyści z otworzenia się na świat, a w szczególności na turystów. Kilka lat temu utworzono 3 bezwizowe okręgi (Grodno, Brześć i Mińsk), gdzie po spełnieniu pewnych warunków można było spędzić kilka dni bez posiadania wizy. Pomysł się przyjął i w ten sposób coraz więcej Polaków odwiedza, przede wszystkim, przygraniczne Grodno i Brześć. W 2018 roku i ja wpadłem do Grodna (o Grodnie i ruchu bezwizowym napiszę jednak więcej w osobnym wpisie).
Wiosenny nudny wieczór, przeglądam sobie różne strony internetowe, czytam fora i nagle artykuł o możliwości odwiedzin Białorusi bez wizy i to CAŁEGO terytorium kraju! Wystarczy spełnić jeden warunek – zakupić bilet na Igrzyska Europejskie. Tylko czym do licha są te Igrzyska? …właściwie jakie to ma znaczenie? Jest okazja, to trzeba spróbować, uda się, to się uda, a jak nie, to trudno.

Zakup biletu nie stanowił żadnego problemu, wszystko internetowo, kilka kliknięć, przelew 7 rubli białoruskich (około 14zł) i po chwili na poczcie miałem już plik PDF z biletem. Biletem, który stał się moją przepustką na Białoruś. Trzeba było tylko pamiętać, żeby dobrać datę imprezy sportowej tak, by wjechać na Białoruś przed jej rozpoczęciem, a potem móc legalnie zostać jeszcze 10 dni po jej zakończeniu. Chyba nie muszę dodawać, że na swoich zawodach na trybunie tego dnia się nawet nie stawiłem. Ba, nawet nie wiedziałem na co jest mój bilet, przypomniałem sobie na wszelki wypadek dopiero przy przekraczaniu granicy w razie jakiś pytań strażników.

Na zwiedzanie kraju wygospodarowałem sobie tydzień, chcąc przez ten krótki czas wycisnąć ile się da. Tydzień to oczywiście zbyt krótko, ale i tak uważam, że udało mi się zwiedzić na prawdę niemało. A jak najprościej się dostać do naszego Wschodniego Sąsiada? – opcji jest kilka. Ja wybrałem nocny autobus rejsowy PKS Gdańsk relacji Gdańsk – Mińsk (przez Elbląg, Olsztyn, Ostrołękę, Białystok, Grodno, Lidę). Komfort całkiem dobry, autobus nowy, cena to około 140zł za całą trasę. Jest również kultowy pociąg „Polonez” relacji Warszawa – Moskwa jadący przez Mińsk, są pociągi regionalne do Grodna, czy Brześcia, jest ogrom busów Białystok – Grodno. Można też lecieć samolotem Warszawa – Mińsk (liniami LOT lub Belavia). Nieśmiało na Białoruś wschodzą tanie linie lotnicze, póki co, na przetarcie szlaków Wizzair ma rozpocząć loty z Budapesztu.

Jak więc widać, dojazd nie powinien stanowić najmniejszego problemu. Pytanie co dalej… Noclegi? – nie ma żadnego problemu. Może oferta nie jest zbyt bogata, ale wystarczy sprawdzić np. booking.com i coś się znajdzie. Ceny nie zwalą z nóg, w Mińsku powstaje coraz więcej hoteli (także tych światowych marek) i hosteli, w mniejszych miastach i na prowincji jest nieco gorzej, co jednak nie znaczy, że nie ma niczego. Właśnie, wspomniałem o pieniądzach. Na Białorusi walutą jest rubel białoruski, do którego możemy stosować przybliżony przelicznik 1 rubel ~ 2zł. Wymiana w polskich kantorach nie ma najmniejszego sensu. Najlepiej jest zabrać ze sobą dolary lub korzystać z bankomatów (o ile mamy konto, które nie zrujnuje nas prowizjami za wypłaty). Pamiętać trzeba o jednym – biorąc dolary, banknoty do wymiany powinny być w jak najlepszym stanie, niepogniecione i broń Boże niepopisane. Każdy z nich jest dokładnie oglądany ze wszystkich stron, podświetlany ultrafioletem, a gdy coś jest nie tak, to go odrzucają. Z banknotem z poniższego zdjęcia odwiedziłem chyba wszystkie witebskie banki i punkty wymiany. Przy n-tym podejściu pani już była gotowa mi go wymienić, po czym jednak wzięła linijkę, zmierzyła i wymierzyła że bazgrołek jest za duży. No cóż, a było tak blisko… Typowych kantorów nie znajdziemy. Walutę wymieniają banki w swoich oddziałach, czasami zdarzają się na ulicach specjalne bankowe okienka zajmujące się wymianą.
Na sam koniec wpisu warto jeszcze wspomnieć o czymś dla nas archaicznym, a mianowicie o meldunkach. Białoruskie władze chcą wiedzieć dużo, a najlepiej wszystko, więc każdy obcokrajowiec przebywający w republice zobowiązany jest do rejestracji swojego pobytu. Na całe szczęście, jeśli nocujemy w hotelach lub hostelach, to ich obsługa zrobi to za nas, ale w przypadku nocowania w namiotach, „cudzych domach”, czy inny sposób, to trzeba o tym pamiętać. Ambasada mówi o konieczności udania się do rejonowego wydziału ds. obywatelstwa i migracji właściwego dla miejsca pobytu . Brzmi tajemniczo i sam nie wiem co to dokładnie za miejsce – urząd, komenda milicji…? Tak czy siak, kwit meldunkowy trzeba przy sobie posiadać przez cały czas pobytu w kraju, bo nikt nie zna momentu, kiedy ktoś poprosi o jego okazanie.

