Białoruś 2019 – Nowogródek
Poniedziałkowy poranek, czas wybrać się w najdłuższą jednodniową wycieczkę z Mińska. Cel – oddalony o około 150 kilometrów od stolicy Nowogródek. Znany przede wszystkim z tego, że urodził się tutaj Adam Mickiewicz. To znaczy najprawdopodobniej tu właśnie urodził się wieszcz. Innym przypuszczalnym miejscem jest, położona również na Białorusi, wieś Zaosie.
Nie mając własnego samochodu jest się skazanym na połączenia autobusowe. Pociągu brak. Poranny bezpośredni autobus odjeżdża z głównego mińskiego dworca około godziny 10 i po 2 godz. jazdy dociera na miejsce. Jeśli macie taką możliwość, warto kupić bilet 1-2 dni przed odjazdem. Na tej trasie jest niewiele kursów, może być więc problem z dostępnością biletów na chwilę przed odjazdem.
Do Nowogródka wybrałem się w poniedziałek, a więc dzień, kiedy Muzeum A. Mickiewicza jest nieczynne. Nie tracąc nadziei na wejście, kilka dni wcześniej napisałem e-maila do muzeum, czy jednak może da się wejść. I się udało. Wysiadam z autobusu na przystanku przy rynku i od razu wyłapuje mnie pewien starszy pan. Szybko okazało się, że to dyrektor muzeum, który niezapowiedzianie wyszedł mnie odebrać. Bardzo miłe zaskoczenie.
Muzeum zlokalizowane jest w centrum Nowogródka w położonym w parku dworze. On sam nie jest oryginalnym budynkiem, został zrekonstruowany na początku lat 90. XX wieku. Muzeum nie jest duże, na zwiedzanie wystarczy kilkadziesiąt minut. Jedna z ekspozycji poświęcona jest m.in. poematowi Pan Tadeusz, są również sale ukazujące wnętrza z okresu XIX wieku, sala koncertowa i kilka wystaw czasowych. Pewną ciekawostką jest adres obiektu – ulica, a jakże, Lenina 1.
Zwiedzanie muzeum kończę wpisem do księgi pamiątkowej oraz krótką rozmową z dyrektorem i przede wszystkim podziękowaniem za poświęcony mi czas. Dalej już tylko kilka kroków przez park na rynek, czyli Plac Lenina. Rynek do najprzyjemniejszych zdecydowanie nie należy. Wielka asfaltowa patelnia bez choćby drzewa dającego sensowny cień. W upalny dzień miejsce zdecydowanie nie do wytrzymania.
W jednej z kamienic znajduje się punkt informacji turystycznej. Zachodzę by wziąć mapkę oraz zorientować się w kwestii transportu powrotnego do Mińska. Miła pani (mówiąca po polsku) sprawdza rozkłady, gdzieś dzwoni i okazuje się, że za bardzo nie mam czym wracać. Autobus jest dopiero wieczorem, natomiast bus jadący wcześniej ma mieć wszystkie miejsca już zajęte. No cóż, będzie trzeba wracać autostopem. Jadąc do Nowogródka sprawdźcie wcześniej kwestie transportu powrotnego.
W międzyczasie zachodzę na soljankę do jedynej w zasięgu wzroku czynnej restauracji, po czym z zakupionym na wynos w sklepie spożywczym kubkiem zimnego kwasu ruszam na leniwy spacer po miasteczku. Życie toczy się tutaj spokojnie, z moich pobieżnych obserwacji nie dzieje się w zasadzie nic ciekawego. Warto jednak wspomnieć o tutejszych zabytkach, do których zaliczyć należy prawosławną cerkiew świętych Borysa i Gleba z XVI wieku, XVIII wieczną Farę Witoldową oraz barokowy kościół dominikanów. Innymi ciekawymi obiektami są sukiennice z 1812 roku i położone kawałek od ścisłego centrum ruiny średniowiecznego zamku.
Słońce piecze, gorąc bucha z nieba i asfaltu, co się dało to zwiedziłem, nie ma większego sensu przebywać w mieście dłużej, więc powoli kieruję się na północny-wschód, czyli do trasy wylotowej w kierunku Mińska. Po drodze mijam wspomniane sukiennice, chcę jeszcze zajrzeć na wzgórze zamkowe. Zamek okazuje się jednak trochę za daleko od mojej trasy, nie mam też pomysłu jak tam dojść, bo najprostsza droga prowadzi przez podwórka. Później dopiero sprawdziłem, że dojście tam jest od zupełnie innej strony. No trudno. Im dalej od centrum, tym krajobrazy robiły coraz bardziej wiejskie.
Idę jeszcze kawałek, znajduję zatoczkę autobusową z drzewami dającymi cień i zaczynam łapać stopa. Ruch w zasadzie zerowy, przez 20 minut obserwuję jeżdżący w tę i z powrotem samochód nauki jazdy, aż w końcu zatrzymuje się furgonetka, której kierowca jedzie do samego Mińska. Lepiej trafić nie mogłem. Trochę sobie rozmawiamy, w Mirze postój na obiad i po około 3 godzinach wjeżdżamy do Mińska. Po Białorusi jeździ się wolno, w zasadzie każdy przestrzega przepisów, a „mój” kierowca nie rozpędzał się powyżej 80 km/h. Stolica korkowała się już od samych granic miasta, więc postanawiam wyskoczyć przy pierwszej stacji metra i właśnie nim dużo szybciej dojechać do centrum, a dalej już do hostelu.