Indie 2022

Indie – Nie myśleć za dużo. Zaakceptować.

Lecąc do Indii w zasadzie nie wiedziałem czego mam się spodziewać na miejscu. Przeczytałem dosłownie kilka wpisów na różnych blogach, filmów i vlogów natomiast celowo unikałem. Chciałem zaznać pewnego rodzaju zaskoczenia. Z jednej strony właśnie chęć zaskoczenia, z drugiej natomiast powoli rosnący strach i niepewność, co będzie na miejscu. Niektórzy się tym krajem zachwycali, inni potrafili mieć dosyć już pierwszego dnia. Ja z chwilą wylotu nastawiłem się na szok i fakt, że początek pobytu może być trudny, ale prędzej lub później przywyknę.

Wciąż pamiętam swoje pierwsze minuty w Indiach, a dokładniej w Delhi. Pomijam lotnisko, pomijam dedykowaną linię metra z lotniska do dworca kolejowego, to miejsca sztuczne i przewidywalne, na całym świecie praktycznie takie same. Pamiętam jednak jak wyszedłem z metra, wyjechałem na powierzchnię i stanąłem na kładce nad potwornie ruchliwą ulicą. Wokół tłumy ludzi, hałas, pył. Stanąłem i zadałem sobie na głos pytanie: „O kurwa i co teraz?”.

Delhi. Pierwszy widok jaki zobaczyłem po wyjściu z metra które przywiozło mnie z lotniska

Po całonocnym locie miałem dosłownie wszystkiego dosyć. Chciałem tylko trafić do hotelu, zdrzemnąć się kilka godzin i pomyśleć co dalej. Już po kilku minutach wiedziałem, że w tym kraju nic nie będzie podobne do tego co znam, będzie trudno, ale dam radę, bo przecież muszę.

Już jadąc do hotelu mijałem indyjskie skrajności i różnice społeczne. Pamiętam jak dziś – najpierw kobieta wypróżniająca się przy krawężniku, potem wielkie rondo o niezliczonej liczbie pasów, na środku którego znajdował się obóz – namioty, plandeki, kartony, palące się ogniska, mieszkający tam dorośli i dzieci…Potem znowu kawałek „normalności”, kolejne obozowisko…i wszystko to w zasadzie w centrum miasta. Szybko zrozumiałem, że takie widoki staną się tu dla mnie czymś powszednim, nie mogę za dużo rozmyślać, po prostu tak jest i muszę to zaakceptować. Innego wyboru nie mam. Przez cały wyjazd nie przemogłem się jednak by fotografować i filmować te najbiedniejsze miejsca i ich mieszkańców. Uznałem to za nie na miejscu, miałem pewną niemijającą blokadę.

Kolejną kwestią, którą musiałem zaakceptować i każdego dnia się mierzyć, był ruch uliczny. Nie ma w nim zasad, albo inaczej, właśnie ten pozorny brak zasad jest zasadą, bo jednak wszystko jakoś funkcjonuje. Zanim jednak to zrozumiałem i zacząłem się odnajdywać, musiały minąć 3-4 dni. Na samym początku wyzwaniem i strachem było dla mnie wyjść poza hotel. Hierarchia ważności na drogach jest najprostszą z możliwych – większy może więcej i jest ważniejszy. Pomiędzy ciężarówkami, autobusami oraz osobówkami, w niezliczonych ilościach przeciskają się tuk-tuki oraz skutery. Raz na jakiś czas trafi się także krowa.

Gdzieś na szarym końcu tej ulicznej układanki jest pieszy. Po indyjskich miastach się nie spaceruje. W większości przypadków każdy przemieszcza się pomiędzy konkretnymi miejscami tak, by uniknąć dłuższych pieszych przechadzek. Lepiej nawet kilkaset metrów podjechać tuk-tukiem, niż męczyć się na tutejszych chodnikach, właśnie, chodnikach… Chodników w zasadzie nie ma. Idzie się poboczem lub skrajem ulicy, nawet w centrum miasta. Takie właśnie „spacery” były dla mnie najbardziej męczące i irytujące podczas pobytu w tym kraju. Przede wszystkim tłumy, wszędzie dzikie tłumy, nieprzebrane masy ludzi abo tłumnie idą, albo nagle na środku ktoś postanawia się zatrzymać i zaczyna się zabawa w omijanie i wpadanie na siebie. Do tego należy dodać wszelkiego rodzaju przeszkody, zaczynając od świętych krów, przez śpiących w przypadkowych miejscach ludzi, na wielkich kupach i jeszcze większych dziurach kończąc.

Jakby wrażeń wciąż było za mało, to śpieszę dopisać jeszcze hałas. Jego namiastka na filmiku powyżej. Kto nie trąbi, ten nie istnieje. Po prostu. Na początku wszechobecny pisk strasznie mnie irytował, z każdym kolejnym dniem stawał się jednak czymś coraz bardziej normalnym. Nadszedł również ten moment, kiedy zacząłem go nawet doceniać. W końcu klakson, to sygnał „uważaj, jadę”. W ten sposób wiedziałem, że za moimi plecami jedzie tuk-tuk lub samochód i lepiej żebym nie robił gwałtownych ruchów, tylko trzymał się swojej wytyczonej ścieżki, bo inaczej zostanę rozjechany.

Sumując wszystko to o czym wspomniałem w powyższych akapitach i to czego nie zapisałem, przekłada się na fakt, że Indie męczą. Po prostu. Pobyt w tym kraju, niezależnie od miejsca, bardzo mocno wysysa energię i męczy psychicznie. Zbyt dużo wrażeń, zbyt dużo bodźców, ani chwili spokoju i możliwości „wyłączenia się”. Jedynymi momentami relaksu było leżenie i spanie w hotelowych łóżkach, każdy pokój stawał się namiastką oazy spokoju. Ale czy zawsze…?

Grzyby przy szafie w hotelowym pokoju

…jak widać na powyższym zdjęciu, nawet w teoretycznie standardowym hotelu można spotkać różne niespodzianki.

Muszę w tym miejscu wspomnieć również o mieszkańcach Indii. Co najistotniejsze, wbrew wielu stereotypom, było bardzo, bardzo bezpiecznie. Nie czułem nawet najmniejszego zagrożenia ze strony Hindusów. Gdybym zresztą czuł, to czy bym wsiadł o 2 w nocy na motocykl z poznanym chwilę wcześniej w pociągu mężczyzną i przejechał prowincjonalnymi drogami 20 kilometrów? No właśnie, a i takie przygody miałem.

Zawsze gotowi by pomóc, a przy tym nie nachalni. Można o wszystko zapytać, z dumą opowiedzą o danym miejscu, o tym co robią, gdzie pracują. Trzeba jednak pamiętać, że biały Europejczyk wciąż jest tutaj elementem wyjątkowym i wyróżniającym się z tłumu. Każdego dnia po kilka razy dziennie byłem proszony o pozowanie do zdjęć, pytany skąd jestem, co robię, czy mi się podoba. Początkowo było to coś fajnego, z każdym kolejnym dniem i zdjęciem męczyło bardziej.

Podsumowując, nie zawsze było łatwo, nie zawsze przyjemnie, ale nie zmienia to faktu, że wyjazd uznałem za udany. Podróż do Indii, to nie wygodne wczasy, to liczne przygody, wyzwania, trudności, zmęczenie, ale także ogrom nowych doświadczeń. Ciężko porównać je do czegokolwiek innego, opowiedzieć komuś kto nigdy nie był. Indie są wyjątkowe pod każdym względem. Zapraszam więc na serię wpisów poświęconych każdemu miejscu, które odwiedziłem. Dodatkowo planuję także opisać osobno kwestie tutejszego transportu, kuchni i nie tylko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *