Kaukaz 2019 – Uplisciche – gruzińskie miasto w skałach
Poczciwy Golf zabiera mnie spod pustego dworca kolejowego w Gori. Druga nie jest długa, niecałe 15 kilometrów pokonujemy w nieco ponad kwadrans. Jedziemy wzdłuż rzeki Kury i linii kolejowej Kutaisi – Tbilisi. Przed osiągnięciem celu przejazd przez most i po chwili jestem już na parkingu. Umawiam się z kierowcą, że będę za około godzinę, może trochę dłużej. Zresztą on mi i tak nie ucieknie bo za kurs jest niezapłacone, a i ja mu też nie ucieknę, bo zwyczajnie nie będę miał się jak stąd wydostać. Tak więc jesteśmy na siebie w pewnym sensie skazani.
Szybki zakup biletu (7 lari, studenci 1 lari), przejście przez bramki, przedarcie się przez knajpki, stoiska z pamiątkami i można zacząć zwiedzanie. Jaki obowiązuje tu sposób poruszania się? W zasadzie nijaki, jak kto chce. W dolnej części wytyczone są ścieżki, w wyższych partiach obowiązuje całkowita dowolność. Warto jednak trzymać się pewnych zasad i obserwować innych, w przeciwnym razie może zrobić się niebezpiecznie. Buty trekkingowe, porządne adidasy lub nawet obuwie górskie jak najbardziej wskazane.
Jeszcze na dole, jeszcze z oddali…po drugiej stronie natomiast leniwie płynąca Kura, a za nią linia kolejowa.
Uplisciche to jedno z dwóch gruzińskich skalnych miast (tym drugim jest Wardzia w południowej części kraju). Pierwsze wykute w skałach obiekty datuje się na V wiek przed naszą erą. Przed okresem chrystianizacji rozwijał się tutaj kult pogański, jednak wraz z rosnącym wpływem nowej religii około IV-V stulecia znaczenie miasta zaczęło spadać. Ze względu na swoje strategiczne położenie – w wysokich skałach nad brzegiem Kury, miasto było doskonałym miejscem do schronienia się przed licznymi najazdami, m. in. przed Mongołami w XV wieku. Tyle z bardzo skróconego wykładu o historii. Zwiedzajmy!
W pewnym momencie odnajduję wąskie przejście w skałach, a w nim prowadzące stromo do góry schody. Oznaczeń w zasadzie brak, nie pozostaje mi więc innego niż zobaczyć co znajdę na drugim końcu tego tunelu.
Widoki na górze, co tu dużo mówić, są fantastyczne. Problem może stanowić jednak samo poruszanie się po skalnym mieście. Brak jest typowych oznakowanych ścieżek i szlaków, trzeba chodzić po wyżłobieniach, obniżeniach i innych podobnych miejscach gdzie można w miarę pewnie postawić stopę, a w razie czego asekurować się rękoma. Zdecydowanie odradzam skakanie, chodzenie po stromiznach, czy fragmentach będących np. sklepieniami wykutych jam. Po pierwsze, to oczywiście kwestie bezpieczeństwa, po drugie zwyczajna troska o zabytki. Tłumy depczących wszędzie turystów zdecydowanie im nie służą. Jednym z bardziej charakterystycznych obiektów jest chrześcijańska świątynia z X wieku.
Tym co jeszcze charakteryzuje Uplisciche jest …bardzo porywisty wiatr. Wiatr który wieje tam podobno zawsze. Zwiewa czapki z głów, sypie w oczy piachem i kurzem, a w połączeniu z przeciągami pomiędzy skałami, w niektórych miejscach dosłownie nie daje się utrzymać w pionie. To jednak ten wiatr odpowiedzialny jest za erozję skał, dzięki czemu są one o takich opływowych, łagodnych kształtach.
Na zwiedzanie Uplisciche spokojnie powinna wystarczyć godzina czasu. Chętni mogą oczywiście spędzić więcej czasu w dolnej części kompleksu zasiadając w cieniu drzew lub parasoli kawiarnianych ogródków. Ja decyduję się wrócić na parking. Kierowca cierpliwie na mnie czekał. Ruszamy w drogę powrotną do Gori, Tym razem jednak nie na dworzec kolejowy, ale na znajdujący się bliżej centrum miasta dworzec autobusowy, ponieważ muszę dostać się z powrotem do Tbilisi. Kierowca zatrzymuje się w części przeznaczonej dla prywatnych samochodów i odnajduje dla mnie auto, które powinno najszybciej wyruszać do stolicy. Dosiadam się jako ostatni pasażer do kompletu i po chwili jesteśmy już w drodze. Moimi towarzyszami podróży są gruzińscy panowie wracający z pracy. Krótka rozmowa, standardowe pytania skąd jestem, co zwiedzałem, jak mi się podoba, dlaczego jadę sam i czy się nie boję. Szybko jednak przysypiamy budząc się już na przedmieściach Tbilisi. Koniec trasy na dworcu Didube, 5 lari do ręki kierowcy i każdy rozchodzi się w tłumie w swoją stronę.