Meksyk 2021

Meksyk – Celestún – z wizytą u flamingów

Plan na ten dzień był zdecydowanie inny. Według pierwotnych założeń, dzień po wizycie w Chitzen Itza miałem odwiedzić kolejne przesiąknięte dziedzictwem Majów miasto – Izamal. Przeglądając internet wieczorem w hotelowym pokoju, zupełnym przypadkiem trafiłem na opisy miasteczka Celestún. To tam, nad Zatoką Meksykańską miałem spotkać stada flamingów, zobaczyć lasy namorzynowe oraz zjeść najlepszą w okolicy ośmiornicę. Chwila zastanowienia i moje plany uległy zmianie. Kierunek – Celestún!

Niewielkie rybackie miasteczko znajduje się 100 kilometrów na zachód od Meridy. Bez najmniejszego problemu można tam dojechać autobusem. W tym też celu, o poranku udaję się na dworzec autobusowy Oriente. O godzinie 9:00 ma odjechać mój autobus. Kupuję w kasie bilet, kilka razy dopytując czy kurs na pewno się odbędzie i autobus pojedzie tam gdzie chcę dojechać. W końcu nic nigdy nie jest w 100% pewne, tym bardziej kiedy kasjer nie posługuje się językiem angielskim, a ja hiszpańskim.

Tablica z rozkładem jazdy na dworcu przewoźnika Oriente

Plan miałem prosty, choć nie do końca dopracowany, w końcu narodził się ledwie dzień wcześniej. Przede wszystkim chciałem zobaczyć flamingi w ich naturalnym środowisku, a przy okazji nieco pozwiedzać i poczuć klimat miasteczka, które mimo swojej atrakcyjności wciąż jeszcze nie zostało odkryte przez masowe grupy zagranicznych turystów.

Jadąc autobusem, jak niemal zawsze przysnąłem, aż w pewnym momencie, w zasadzie pośrodku niczego, pojazd się zatrzymuje, a kierowca krzyczy „flamingo”. Ja i jeszcze kilku innych zagranicznych turystów zerwało się i lekko zdezorientowanych wysiadło. Skoro kierowca krzyczał i się zatrzymał, to znaczy, że było to właściwe miejsce na wysiadkę. Po chwili cała nasza siódemka zdezorientowanych osób stała na poboczu próbując się na szybko zorganizować i ruszyć na poszukiwania różowych ptaków. Szybko się okazało, ze kierowca dobrze zrobił, byliśmy bowiem kilka kroków od przystani w rezerwacie Ria Celestún. Dla szukających miejsca na mapie – około 2 kilometry na wschód od miejscowości, tuż przy moście.

Aby dotrzeć do miejsc, gdzie można spotkać flamingi, trzeba wynająć jedną z łodzi i udać się w rejs. Cena jest stała, nie podlega targowaniu i jest ceną za łódź, a nie za miejsce, zatem im więcej znajdziemy chętnych, tym taniej wyjdzie. Na łódkę wchodzi osiem osób, nas była siódemka. Nie pamiętam dokładnego kosztu, ale w przeliczeniu na złotówki od osoby wyszło około 20 zł, co było ceną na prawdę niską, zważając na długość wyprawy i ilość atrakcji.

W każdej łodzi znajduje się sternik, który na czas wycieczki staje się również pilotem oraz przewodnikiem grupki. Pierwszy etap rejsu trwa około kwadrans. Dopływamy i pierwsze zaskoczenie – nie ma przystani, nie ma pomostu…nie ma niczego. Dosłownie. Łódź zatrzymuje się kilka metrów od brzegu, do którego trzeba iść pieszo mając mętną wodę po kolana, a pod stopami grząski muł, który w niczym nie ułatwia stawiania kolejnych kroków i utrzymania równowagi. Wywrotka w tej brei, to ostatnia rzecz, na jaką miałbym ochotę. Przynajmniej są atrakcje. Buty zostają na pokładzie, plecak ze sprzętem na plecy i krok za krokiem każdy wędruję z innymi ku brzegowi.

Po dotarciu na stały ląd pozostaje mi już tylko przeobrazić się w Cejrowskiego i ruszyć boso w nieznane za przewodnikiem. Kilka minut spaceru, by oczom ukazało się rozlewisko, a do nosa dotarł charakterystyczny smród. To tu! Są flamingi! Ptaki całymi stadami brodzą w wodzie, są piękne, wielkie, różowe. Niestety, ze względów bezpieczeństwa oraz aby nie wystraszyć gospodarzy, nie można podejść zbyt blisko. Trzeba zachować około 30 metrowy dystans, to jednak w zupełności wystarczy, by wszystko zobaczyć.

Na tym jednak rejs się nie kończył. Po powrocie do łodzi, a w międzyczasie kolejnym ubłoceniu się po kolana, przepłynęliśmy dość długą drogę w kierunku tutejszych namorzynów. Wiedziałem, że w okolicy znajdują się tego typu lasy, nie spodziewałem się jednak, że uda mi się je zobaczyć podczas rejsu, którego celem miało być przecież oglądanie flamingów. Tak czy siak, była to bardzo miła niespodzianka. Same namorzyny, czyli lasy z systemami korzeniowymi zatopionymi w wodzie robią ogromne wrażenie, szczególnie jeśli przepływa się wąskimi wodnymi korytarzami pomiędzy nimi.

Rejs dobiega końca, a tym samym nasza grupka się rozpada. Ktoś zostaje jeszcze na terenie rezerwatu, inni łapią tuk-tuka do centrum. Do miasta udaję się i ja, jednak wybieram dojście pieszo. W niespełna kwadrans docieram co Celestun. Miasteczko jest bardzo małe, liczy bowiem ledwie kilka tysięcy mieszkańców. Ma jednak swój portowo-nadmorski klimat. To jedno z tych miejsc, które wciąż jeszcze nie zostały odkryte przez masową turystykę, ale może i właśnie dobrze. Dobrze, że wciąż są jeszcze ciche, spokojne i urokliwe miejsca, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej, a wszystko wydaje się jeszcze bardziej autentyczne.

Celestun jest również lokalnym ośrodkiem połowu ośmiornic. Nie mogłem więc nie zamówić w tutejszej restauracji niczego innego, jak właśnie ośmiornicy. Cena za porcję 150 pesos (~30 zł)

Miasteczko słynie również ze swoich plaż nad Zatoką Meksykańską, które wyróżniają się pięknym, drobnym, śnieżnobiałym piaskiem. Po obiedzie nie pozostało mi zatem nic innego jak udać się nad wodę. Leniwe popołudnie, turystów brak, jedynie co jakiś czas mijałem niewielkie grupki odpoczywających lub spacerujących lokalsów. Tak właśnie sobie wyobrażałem Meksyk wraz z okolicznymi karaibskimi wyspami.

Długi spacer, a po nim jedyne co mogłem zrobić, to odwiedzić pobliski sklep, kupić piwo i usiąść delektując się jego smakiem oraz słuchając rytmicznie uderzających o brzeg fal. O autobus powrotny martwić się nie musiałem, ponieważ dworzec był ledwie 5 minut drogi obok, a na wieczór do Meridy zaplanowanych było kilka kursów odjeżdżających mniej więcej co godzinę.

Czas jednak pędził nieubłaganie, piwo szybko się skończyło i czas było myśleć o powrocie do Meridy. Kupuję bilet w dworcowej kasie i cierpliwie oczekuję odjazdu.

Autobus do Meridy gotowy do odjazdu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *