Meksyk 2021

Meksyk – Tulum – mały meksykański raj

Ostatnim miastem, które chciałem odwiedzić na Jukatanie, było Tulum. Z Meridy do przejechania miałem około 260 kilometrów. Do wyboru było bezpośrednie i najszybsze połączenie autokarowe, albo trwająca nieco dłużej podróż z przesiadką w Cancun. Bilety kupiłem na dworcu z dwudniowym wyprzedzeniem wybierając oczywiście pierwsze z rozwiązań. Wygodniej i przede wszystkim szybciej.

Do miasta docieram późnym popołudniem, hotel zarezerwowany na jeden nocleg, zatem kolejny dzień mam przeznaczony na intensywne zwiedzanie, a wieczorem autobus do Cancun. Samo Tulum nie jest duże, rozciąga się wzdłuż jednej głównej ulicy, gdzie toczy się całe życie oraz kilku odchodzących od niej bocznych ulic. To co najpiękniejsze, jest jednak kilka kilometrów spacerem za miastem, ale na to przyjdzie czas.

Dziedziniec mojego hotelu, wokoło zewnętrzne wejścia do pokoi. Typowy tutejszy styl

Na wieczór nie mam konkretnych planów, jestem nieco zmęczony po kilkugodzinnej podróży, szukam zatem czegoś do zjedzenia i krótko spaceruję po centrum, obserwując wieczorno-nocne życie miasteczka. W porównaniu do zachodniego Jukatanu, tutaj turyści już są, przede wszystkim z USA. Język angielski słyszę w co drugiej knajpce. Zamawiam wielką porcję burrito z sokiem z ananasa, a nieco później oddaję się rozrywkom sportowym – znajduję niewielkie boisko gdzie trwa właśnie półamatorski mecz. Prawdę mówiąc gra była na naprawdę niezłym poziomie, byli sędziowie, widzowie i …stojący nieco z boku policjanci z długą bronią.

Czytając o bezpieczeństwie w Meksyku, czy ogólnie w regionie, co jakiś czas można natknąć się na artykuły dotyczące walk gangów, strzelanin, zabójstw. Czasami w ich treściach pojawia się również i Tulum. Nie ma co się oszukiwać, bo lokalne porachunki są faktem, zdarzały się, ginęli w nich również turyści, tak też było i niedługo przed moim przyjazdem. Faktycznie, w mieście liczba różnych służb mundurowych, w tym uzbrojonego po zęby wojska w opancerzonych samochodach, na ulicach była na prawdę bardzo duża. Mogę nawet stwierdzić, że kiedy w dowolnym momencie pobytu zrobiłbym obrót wokół własnej osi, na 100% w zasięgu wzroku miałbym jakiegoś funkcjonariusza z bronią. Na początku takie widoki mogą robić wrażenie, jednak po dosłownie godzinie lub dwóch pobytu w mieście, staje się to normalnością. W każdym razie, ja czułem się bardzo bezpiecznie, również po zmroku.

Klasyczne burrito, sok z ananasa i przystawki

Tulum to jednak przepiękne plaże oraz położone w ich bezpośrednim sąsiedztwie ruiny miasta Majów. Taki też cel obieram na następny dzień pobytu w mieście. Opuszczam hotel i udaję się w około 4 kilometrową wędrówkę w kierunku wybrzeża, a dokładniej wspomnianych już ruin Majów.

Gwarne miasto pozostawiam za plecami

Po dotarciu do celu napotykam liczne grupy turystów, kupuję bilet wstępu i czym prędzej oddalam się od innych zwiedzających. Na szczęście teren jest na tyle rozległy, że każdy znajdzie przestrzeń dla siebie i nie ma przysłowiowego deptania się po piętach. Nie ma nawet większego problemu ze zrobieniem zdjęć, tak by nikt nie wchodził w kadr. Samo prekolumbijskie miasto jest przepięknie zlokalizowane na skraju niemal 15 metrowego nadmorskiego klifu. Oczywiście miało to swoje znaczenie strategiczne – łatwość obrony przez naturalną morską barierę, a przy okazji możliwość założenia własnego portu celem utrzymywania kontaktów handlowych. Prawdę mówiąc, choć zachowane ruiny były na prawdę godne podziwu, to jednak widok klifów, krajobrazów oraz przepięknego koloru wody zbyt skutecznie odwracał moją uwagę. Kilka zdjęć zabytkom jednak i tak zrobiłem.

Ostatnio się zastanawiałem, która z plaż na jakich miałem okazję dotychczas być, była tą najpiękniejszą. Chwila namysłu i wybór nie mógł być inny, jak właśnie plaża w Tulum. Nie widziałem piękniejszego nadmorskiego miejsca, niż te tutaj, pokazane na poniższych zdjęciach. Jest również możliwość podziwiania tutejszego wybrzeża od strony wody, zabierając się w krótki rejs jedną z wielu zacumowanych w sąsiedztwie łodzi, ja jednak nie skorzystałem i zwiedzałem pieszo, od strony lądu.

Miejsce zdecydowanie należało do najpiękniejszych jakie miałem okazję widzieć w życiu. Moim kolejnym małym celem była jednak znajdująca się poniżej plaża. By tam dojść należy opuścić teren „rezerwatu archeologicznego”, bo tak formalnie nazywa się przestrzeń zajmowana przez dawne miasto Majów, a następnie znaleźć drogę prowadzącą dołem w kierunku wody. Można też po prostu pójść w przeciwnym kierunku do parkingów, sklepów i miasta, a na pewno prędzej czy później dotrze się nad wodę.

Na samej plaży tłumów na szczęście nie ma. Czasu za to wciąż dużo, pogoda piękna, piasek czysty i drobniutki, a sprzedawcy z okolicznych budek kuszą. Zamawiam kokos, rozkładam się i sączę orzeźwiający sok. Cóż innego mam w końcu do roboty, po zwiedzaniu czas w końcu na odpoczynek i relaks. W głowie powoli zaczyna się pojawiać smutna świadomość, że to już przedostatni dzień pobytu w Meksyku. Cieszę się jednak chwilą.

Na godzinę 17 mam zaplanowany powrót autobusem do Cancun. Czas więc opuszczać plażę i udać się w niespełna godzinny spacer do centrum miasta. Jak już zdążyłem wspomnieć, Tulum dużym miastem nie jest. Zabudowa niczym specjalnym się nie wyróżnia, ot hotele, pensjonaty, sklepy, knajpy i domy mieszkalne. Wszystko to, w większości powstało w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat. Popularne luksusowe resortowe hotele zlokalizowane są natomiast poza ścisłą miejską zabudową.

Mam jeszcze kilka chwil czasu, w związku z czym kręcę się po mieście robiąc kilka zdjęć. Można spotkać kilka ciekawszych murali, jednak w większości przypadków architektura do najpiękniejszych nie należy i nie ma na czym specjalnie zawiesić oka.

Dworzec autobusowy zajduje się w samym centrum miasta przy głównej ulicy. Połączeń do Cancun jest na prawdę dużo, autokary odjeżdżają średnio co godzinę lub dwie. Jeśli więc ktoś nie będzie miał biletu zakupionego z wyprzedzeniem, zdobycie go w dworcowej kasie na chwilę przed odjazdem nie powinno stanowić większego problemu.

Wieczorem docieram do Cancun, ostatnia noc, zakupy następnego dnia i wyjazd na lotnisko. Meksykańska przygoda dobiega końca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *