
Morawy – czeska kraina wina
Pierwszy raz na Morawach byłem 10 lat temu, było to też moje pierwsze zetknięcie z Czechami. Kiedy pojawiła się możliwość kolejnego wyjazdu w ten przepiękny region Czech, nie zastanawiałem się zbyt długo, wsiadłem w samochód i pojechałem. Morawy najlepiej jest zwiedzać samochodem, najlepiej jest też udać się tam jesienią. Jesienią rozpoczyna się winobranie, pojawiają się pierwsze kolorowe liście, pogoda wciąż jest piękna i nie ma tłumów turystów. Tylko czy na Morawach są w ogóle kiedykolwiek tłumy turystów?
No właśnie, nie ma. Region ten wciąż nie istnieje w świadomości Polaków jako miejsce, które może być piękne, atrakcyjne i jednocześnie nieodległe. Część osób robi krótki postój na Morawach (najczęściej w Brnie lub Mikulovie) jadąc na południe w kierunku Austrii, Włoch lub Chorwacji. Mało dla kogo region jest jednak celem samym w sobie. Na Morawach spędziłem wrześniowy tydzień. Był to wystarczający czas, by choć w pewnym stopniu poznać i zwiedzić ten piękny i niedoceniany region. Miałem również do dyspozycji samochód, w związku z czym byłem całkowicie niezależny i miałem możliwość odwiedzić również mniejsze miejscowości, jak i tutejsze plenery.

Morawy, to przede wszystkiem winnice. Winne centrum Czech, ale i całej Europy Środkowej. Wino jest tu nawet popularniejsze niż piwo, co w przypadku Czech można uznać za niemałą ciekawostkę. Winnic, szczególnie na południe od Brna, wzdłuż lokalnych dróg jest bardzo dużo, nierzadko ciągną się po horyzont.
Właśnie, wspomniane Brno – stolica historycznych Moraw oraz administracyjnego obszaru – Kraju Południowomorawskiego. Miastu poświęcę osobny wpis, podobnie jak dwóm pozostałym większym morawskim miastom – Mikulov oraz Znojmo. Teraz skupię się nieco na mniejszych miejscowościach regionu. Mając do dyspozycji auto, zależało mi na noclegu w jak najlepszej, to znaczy najlepszej „strategicznie” i geograficznie lokalizacji. Wybór, z pomocą bookingu, padł na miasteczko Hrušovany nad Jevišovkou. Zlokalizowane mniej więcej po środku pomiędzy Brnem, Mikulovem, Znojmem oraz austriacką granicą. Tego właśnie potrzebowałem – idealna baza wypadowa. Wynająłem pokój w niewielkim pensjonacie, w ogrodzie którego znajdowała się…winnica.
Zanim jednak dojechałem do swojej morawskiej bazy wypadowej, pierwszy przystanek na trasie miałem już około 15 kilometrów na południe od Brna – trzytysięczne miasteczko Rajhrad. Przyjechałem, by obejrzeć pochodzący z XII wieku klasztor benedyktynów. Położony nieco na uboczu miejscowości, otoczony polami, łąkami i ogrodami, gdzie zapewne przed wiekami pracowali zakonnicy. W przedpołudniowy dzień w środku tygodnia miejsce ciche i spokojne, innych zwiedzających nie uświadczyłem.
Przemierzając kolejne kilometry bocznymi morawskimi drogami, co i rusz mijam większe lub mniejsze winnice. Coś, co w przypadku Czech może wydawać się niemożliwym, tak w tym regionie jest rzeczywistością – wino na Morawach jest popularniejsze niż złocisty trunek, tak bardzo kojarzony z naszymi południowymi sąsiadami. W każdym większym lub mniejszym sklepie będzie znajdowała się bardzo bogato zapełniona półka z winami, przede wszystkim tutejszej produkcji.
Trafiam do kolejnego miasteczka – Drnholec. Położone w samym sercu morawskiego regionu winiarskiego. Tu też corocznie odbywa się konkurs winiarski. Skąd to wiem? W znajdującym się w sąsidniej miejscowości pensjonacie, gdzie mieszkałem, niemal cała ściana przyozdobiona była dyplomami z konkursu odbywającego się właśnie w Drnholcu. Samo miasteczko – najbardziej typowe z typowych. Małe, senne, a przy tym niesamowicie czyste i zadbane. W centrum znajduje się barokowy, XVIII wieczny Kościół św. Trójcy, a tuż obok dumnie stoi, również XVIII wieczna kolumna maryjna. Upamiętnia epidemię dżumy z lat 1714-1715.
Abym ten wprowadzający wpis o Morawach mógł uznać za pełny, muszę pokazać jeszcze jedno, a właściwie dwa miejsca. Miejsca, które uważam za obowiązkowe wizytując region. Przenoszę się kilkadziesiąt kilometrów na wschód, w bezpośrednie sąsiedztwo granicy ze Słowacją. Do miasta Strážnice. Liczy nieco ponad 5 tysięcy mieszkańców. Do najmniejszych nie należy, a jak na lokalne warunki jest nawet całkiem „spore”. Ostatni raz byłem tu 10 lat temu. Kameralne centrum przeszło od tego czasu przebudowę.
Celem mojej wizyty w Strážnicach był jednak tutejszy skansen. Zlokalizowany na kilkunastu hektarach, prezentuje życie morawskiej wsi na przestrzeni wieków. Zgromadzono tutaj zabudowę z co najmniej kilku różnych wsi. Liczne wystawy prezentują sposoby uprawy roli, ze szczególnym wyróżnieniem uprawy winorośli i produkcji wina. Na zwiedzanie kompleksu poświęcam około 2 godzin, co daje mi możliwość nieśpiesznego obejrzenia w zasadzie każdej prezentowanej tu chaty i gospodarstwa. Bilet wstępu kosztuje 130 koron, czyli około 30 zł.
Będąc w Strážnicach obowiązkowo należy odwiedzić również sąsiednią wieś – Petov. Tak, po raz kolejny już w tym wpisie wspomnę o winie. Wieś na pierwszy rzut oka niczym się nie wyróżnia, wystarczy jednak odbić od głównej drogi, by trafić do uroczego kompleksu około 60 piwniczek, nazywanych Plže. Piwniczki, a będąc bardziej dokładnym, długie i wąskie budyneczki przysypane ziemią, to dawne magazyny na wino. Dzięki swojej konstrukcji zapewniały przez cały rok optymalną, chłodną temperaturę oraz cień, gwarantujące bezpieczne przechowywanie wina. Dziś kompleks chętnie odwiedzany jest przez turystów, w części piwniczek można skosztować wina, albo kupić lokalne pamiątki. Niektóre budyneczki są zamknięte, jednak jeśli wierzyć opisom i innym zdjęciom, w okresie winobrania i innych imprez, cały kompleks tętni życiem.
W kolejnych wpisach czas na wizytę w morawskich miastach, wszak region ten, to nie tylko urocza prowincja…

