-
Indie – Bharatpur – W poszukiwaniu spokoju
Miało mnie tu w ogóle nie być, dzień wcześniej nawet nie wiedziałem o istnieniu tego miasta… Jak więc i w jakim celu znalazłem się w Bharatpur? Otóż pierwszego dnia pobytu w Indiach jeżdżąc po Delhi, od słowa do słowa podczas rozmowy z kierowcą okazało się, że to jego rodzinne miasto. Jako, że Delhi już od samego początku zaczynało mnie męczyć, a miałem w nim spędzić jeszcze kilka dni, postanowiłem, że skorzystam z okazji i zabiorę się z kierowcą do jego miasta, gdzie i tak miał w planie na jeden dzień pojechać. Dogadaliśmy cenę (wychodziło w przeliczeniu niespełna 200 złotych) i umówiliśmy się pod hotelem na godzinę 7 rano następnego dnia.…
-
Indie – Delhi – niełatwa stolica
Delhi, w większości przypadków to pierwsze miejsce w Indiach, do którego trafiają zagraniczni podróżni. Trafiłem tu i ja. Przeogromna metropolia, wraz z ciągnącymi się dziesiątkami kilometrów przedmieściami zamieszkana jest przez około 30 milionów (!) mieszkańców. Ogromne zagęszczenie ludności, prawdziwy tygiel kulturowy, narodowościowy i religijny. Miasto jak rzeka – trzeba wejść i popłynąć z jego nurem, żeby dać sobie szansę na przetrwanie w tym chaosie. Do Delhi przyleciałem nad ranem i miałem spędzić trzy kolejne noce. Miał być to czas na aklimatyzację i wczucie się indyjski klimat zanim wyruszę w dalszą podróż. Miałem też wrócić tu na ostatni nocleg i dzień przed lotem powrotnym do Polski. Miasto oferuje szereg zabytków i…
-
Indie – Nie myśleć za dużo. Zaakceptować.
Lecąc do Indii w zasadzie nie wiedziałem czego mam się spodziewać na miejscu. Przeczytałem dosłownie kilka wpisów na różnych blogach, filmów i vlogów natomiast celowo unikałem. Chciałem zaznać pewnego rodzaju zaskoczenia. Z jednej strony właśnie chęć zaskoczenia, z drugiej natomiast powoli rosnący strach i niepewność, co będzie na miejscu. Niektórzy się tym krajem zachwycali, inni potrafili mieć dosyć już pierwszego dnia. Ja z chwilą wylotu nastawiłem się na szok i fakt, że początek pobytu może być trudny, ale prędzej lub później przywyknę. Wciąż pamiętam swoje pierwsze minuty w Indiach, a dokładniej w Delhi. Pomijam lotnisko, pomijam dedykowaną linię metra z lotniska do dworca kolejowego, to miejsca sztuczne i przewidywalne, na…
-
Indie – jak ja się tu znalazłem?!
No właśnie, jak? Sam sobie dość długo zadawałem te pytanie. Miałem i mam bowiem mniej lub bardziej dokładną listę krajów, które chciałbym odwiedzić. Nigdy, nawet przez moment, nie było tam jednak Indii. Myśląc o tym kraju rodził się we mnie strach, lekkie przerażenie i przeróżne wyobrażenia, w większości negatywne. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, że się tam znajdę. Zresztą nawet zbyt wiele o Indiach i tym jak tam właściwie jest nie myślałem. W dobie wojny Rosji z Ukrainą, na nieokreśloną przyszłość odłożyłem sobie Rosję, również Kazachstan, czy Uzbekistan zszedł u mnie na nieco dalszy plan. Azja jednak coraz bardziej mnie ciągnęła. Bliski Wschód? Daleki Wschód…? I tak pewnego dnia przeglądając…
-
Morawy – Brno – miasto skrojone na miarę
Pierwszym miastem, które odwiedzam podczas wizyty na Morawach była stolica regionu, a jednocześnie Kraju Południowomorawskiego – Brno. Drugie największe miasto Czech, które liczy niespełna 400 tysięcy mieszkańców, czyli tylko nieco mniej niż polski Szczecin. Nocleg zarezerwowany mam w sąsiedztwie starego miasta, około 5 minut pieszo od dworca kolejowego. Zostawiam auto na jednym z okolicznych parkingów i na zwiedzanie ruszam pieszo. Samochód zresztą do niczego by mi nie był potrzebny, bowiem całe śródmieście jest bardzo kompaktowe i poruszanie się po nim pieszo nie stanowi najmniejszego problemu. Gdyby jednak zaszła potrzeba przemieszczenia się nieco dalej, Brno, podobnie jak niemalże wszystkie czeskie miasta, ma doskonale rozwiniętą sieć transportu publicznego, na którą w tym…
-
Morawy – czeska kraina wina
Pierwszy raz na Morawach byłem 10 lat temu, było to też moje pierwsze zetknięcie z Czechami. Kiedy pojawiła się możliwość kolejnego wyjazdu w ten przepiękny region Czech, nie zastanawiałem się zbyt długo, wsiadłem w samochód i pojechałem. Morawy najlepiej jest zwiedzać samochodem, najlepiej jest też udać się tam jesienią. Jesienią rozpoczyna się winobranie, pojawiają się pierwsze kolorowe liście, pogoda wciąż jest piękna i nie ma tłumów turystów. Tylko czy na Morawach są w ogóle kiedykolwiek tłumy turystów? No właśnie, nie ma. Region ten wciąż nie istnieje w świadomości Polaków jako miejsce, które może być piękne, atrakcyjne i jednocześnie nieodległe. Część osób robi krótki postój na Morawach (najczęściej w Brnie lub…
-
Niemcy – Görlitz – brama do Saksonii
Zagraniczny wyjazd wcale nie musi być daleki i nie musi stanowić skomplikowanej logistycznie wyprawy. Są takie miejsca, dokąd dojedziemy transportem publicznym i nie zajmie to dużo czasu oraz będzie przy tym bardzo ekonomiczne. Tym razem za cel stawiam sobie niemieckie Görlitz. Można tam dojechać pociągiem m.in. z Wrocławia lub Zielonej Góry, albo po prostu przejść przez most w Zgorzelcu. Wybrałem pierwszą z opcji. Szynobusem z Wrocławia Głównego wyruszam kilka minut po godzinie 6 rano, by po niespełna trzech godzinach podróży znaleźć się po niemieckiej stronie. Sobotni letni leniwy poranek, miasto bardzo powoli budzi się do życia. Görlitz nie należy do dużych miast, liczby bowiem niewiele ponad 50 tysięcy mieszkańców, co…
-
Meksyk – Tulum – mały meksykański raj
Ostatnim miastem, które chciałem odwiedzić na Jukatanie, było Tulum. Z Meridy do przejechania miałem około 260 kilometrów. Do wyboru było bezpośrednie i najszybsze połączenie autokarowe, albo trwająca nieco dłużej podróż z przesiadką w Cancun. Bilety kupiłem na dworcu z dwudniowym wyprzedzeniem wybierając oczywiście pierwsze z rozwiązań. Wygodniej i przede wszystkim szybciej. Do miasta docieram późnym popołudniem, hotel zarezerwowany na jeden nocleg, zatem kolejny dzień mam przeznaczony na intensywne zwiedzanie, a wieczorem autobus do Cancun. Samo Tulum nie jest duże, rozciąga się wzdłuż jednej głównej ulicy, gdzie toczy się całe życie oraz kilku odchodzących od niej bocznych ulic. To co najpiękniejsze, jest jednak kilka kilometrów spacerem za miastem, ale na to…
-
Meksyk – Celestún – z wizytą u flamingów
Plan na ten dzień był zdecydowanie inny. Według pierwotnych założeń, dzień po wizycie w Chitzen Itza miałem odwiedzić kolejne przesiąknięte dziedzictwem Majów miasto – Izamal. Przeglądając internet wieczorem w hotelowym pokoju, zupełnym przypadkiem trafiłem na opisy miasteczka Celestún. To tam, nad Zatoką Meksykańską miałem spotkać stada flamingów, zobaczyć lasy namorzynowe oraz zjeść najlepszą w okolicy ośmiornicę. Chwila zastanowienia i moje plany uległy zmianie. Kierunek – Celestún! Niewielkie rybackie miasteczko znajduje się 100 kilometrów na zachód od Meridy. Bez najmniejszego problemu można tam dojechać autobusem. W tym też celu, o poranku udaję się na dworzec autobusowy Oriente. O godzinie 9:00 ma odjechać mój autobus. Kupuję w kasie bilet, kilka razy dopytując…
-
Meksyk – …z wizytą na prowincji
Najczęściej najlepsze i najciekawsze przygody są efektem spontanicznych, nieplanowanych decyzji oraz odpowiedniego rozwoju wydarzeń. Gorące, wczesne popołudnie, a ja wracam lokalnym autobusem z Chichén Itzá do Meridy. Nie jest to kurs ekspresowy jak poprzednio, a taki, który jedzie nieco wolniej, bocznymi drogami z licznymi przystankami w kolejnych wioskach i miasteczkach. Liczba mijanych wsi była na prawdę imponująca, wyjeżdżając z jednej, po kilku chwilach zaczynała się kolejna. Większość z nich bardzo do siebie podobna. Skromne, choć zadbane domy, dzieci bawiące się na podwórkach, czasami jakiś mały sklep… Podróż mijała przyjemnie i spokojnie, aż do momentu, gdy włączona na najwyższy tryb chłodzenia autobusowa klimatyzacja zamiast dawać jakikolwiek komfort, nie pozwalała mi wysiedzieć…