Polskie góry na zimowy weekend – Szrenica
W końcu nastała zima, taka prawdziwa z mrozem i co najważniejsze, śniegiem. To zatem doskonały moment by choć na chwilę wybrać się w góry. Czasu zbyt wiele nie miałem, dlatego by jak najlepiej wykorzystać wolny weekend, na południe Polski postanawiam dotrzeć nocnymi pociągami. Wybór pada na Karkonosze, Szklarską Porębę, a jeszcze dokładniej, na szczyt Szrenica. Wieczorny wyjazd z Gdańska, przesiadka we Wrocławiu i wyspany, pełen sił, kilka minut po godzinie 9 rano melduję się na stacji Szklarska Poręba Górna. Co ciekawe, w tym niewielkim górskim miasteczku znajduje się łącznie aż 5 różnych stacji i przystanków kolejowych.
Celem jaki sobie obrałem było wejście na Szrenicę. Centrum miasta opuszczam idąc wzdłuż głównej drogi, gen. Sikorskiego w ciągu krajowej „trójki” w kierunku przejścia granicznego z Czechami. Już po kilkuset metrach robię pierwszy z przystanków. Krucze skały, ciekawe, wyeksponowane formacje skalne znajdujące się tuż przy samej drodze i wznoszące się ponad przepływającą tuż obok rzekę Kamienną. Krótki postój, kilka zdjęć i mogę iść dalej, w końcu to dopiero początek trasy.
Kawałek dalej, za mostem szlak odbija od ulicy i skręca w lewo. Dla zmotoryzowanych jest w tym miejscu również ostatni z parkingów. Początkowo trasa jest długa, prosta i płaska, jednak z każdym przebytym kilometrem robi się coraz bardziej stroma, momentami nawet bardzo, co jest zaskoczeniem dla sporej liczby turystów.
Po niespełna godzinie marszu, przystanek – Wodospad Kamieńczyka. Z „informacji technicznych” wypada wspomnieć, że liczy 27 metrów wysokości, co czyni go najwyższym po polskiej stronie Sudetów. Wejście jest płatne i odbywa się w kaskach, częściowo po specjalnie zbudowanej konstrukcji prowadzącej na dno skalistego wąwozu. Tuż obok znajduje się niewielkie schronisko z miejscami do odpoczynku, gastronomią oraz toaletami. Kilkadziesiąt metrów dalej podążając szlakiem w kierunku Szrenicy natrafimy na szlaban oraz punkt sprzedaży biletów do Karkonoskiego Parku Narodowego.
Dalej szlak wiedzie już prosto w kierunku szczytu. Jest łagodny. Piękny zimowy weekend, z każdą minutą więc turystów coraz więcej, jednak o tłoku nie może być mowy. Na wysokości 1195 m n. p. m., tuż ponad górną granicą lasu zaczyna się Hala Szrenicka, a na niej kolejne ze schronisk, zdecydowanie największe. Obiekt obok restauracji oferuje również miejsca noclegowe. Narciarze i osoby niechętne pieszemu wejściu, dojadą tu również koleją krzesełkową.
W schronisku tradycyjna przerwa na gorący żurek i szarlotkę, a następnie czas na dalszą wędrówkę. Na sam szczyt Szrenicy (1361 m. n. p. m.) jest bowiem jeszcze około 15 minut podejścia. Tam też znajduje się kolejne ze schronisk. Niestety pogoda na wierzchołku góry była znacznie gorsza niż te około 100 metrów niżej, praktycznie zerowa widoczność oraz bardzo silny, przenikliwy wiatr nie pozwalały zostać tam dłużej niż dosłownie minutę.
W drodze powrotnej w dół pomiędzy szczytem, a Halą Szrenicką odbijam z głównego szlaku. Znajduje się tam bowiem rozwidlenie prowadzące na szlak równoległy do granicy z Czechami. Widoczność momentami wciąż spada do ledwie kilku metrów, jednak staram się tym nie zrażać. Po chwili docieram do charakterystycznej skały Twarożnik. Wyglądem może przypominać bramę i w zasadzie tak też jest – skała jest punktem granicznym, gdzie do 2007 roku funkcjonowało piesze przejście graniczne Szrenica-Vosecká bouda.
W pobliżu skały pojawia się możliwość kolejnego odbicia od szlaku, po kilkuset metrach, już na czeskiej stronie granicy, docieram do niewielkiego schroniska Vosecká bouda. Sam obiekt w sezonie zimowym jest zamknięty dla turystów, funkcjonuje jedynie małe okienko ze sklepikiem i barem. Pod budynkiem stoi skuter straży parkowej. Ponieważ ze względu na pandemię przebywanie w Czechach jest nie do końca legalne, więc po krótkim rozejrzeniu się i zrobieniu zdjęć wracam na polską stronę.
Robiło się coraz później, zimowe dni krótkie, więc nie pozostało mi już nic innego jak powoli wracać na główny szlak i kierować się w dół pierw do Wodospadu Kamieńczyka, a następnie do Szklarskiej Poręby. Tam czekał już na mnie pociąg do nieodległej Jeleniej Góry, a następnie przesiadka w pociąg do Gdańska.