-
Meksyk – Tulum – mały meksykański raj
Ostatnim miastem, które chciałem odwiedzić na Jukatanie, było Tulum. Z Meridy do przejechania miałem około 260 kilometrów. Do wyboru było bezpośrednie i najszybsze połączenie autokarowe, albo trwająca nieco dłużej podróż z przesiadką w Cancun. Bilety kupiłem na dworcu z dwudniowym wyprzedzeniem wybierając oczywiście pierwsze z rozwiązań. Wygodniej i przede wszystkim szybciej. Do miasta docieram późnym popołudniem, hotel zarezerwowany na jeden nocleg, zatem kolejny dzień mam przeznaczony na intensywne zwiedzanie, a wieczorem autobus do Cancun. Samo Tulum nie jest duże, rozciąga się wzdłuż jednej głównej ulicy, gdzie toczy się całe życie oraz kilku odchodzących od niej bocznych ulic. To co najpiękniejsze, jest jednak kilka kilometrów spacerem za miastem, ale na to…
-
Meksyk – Celestún – z wizytą u flamingów
Plan na ten dzień był zdecydowanie inny. Według pierwotnych założeń, dzień po wizycie w Chitzen Itza miałem odwiedzić kolejne przesiąknięte dziedzictwem Majów miasto – Izamal. Przeglądając internet wieczorem w hotelowym pokoju, zupełnym przypadkiem trafiłem na opisy miasteczka Celestún. To tam, nad Zatoką Meksykańską miałem spotkać stada flamingów, zobaczyć lasy namorzynowe oraz zjeść najlepszą w okolicy ośmiornicę. Chwila zastanowienia i moje plany uległy zmianie. Kierunek – Celestún! Niewielkie rybackie miasteczko znajduje się 100 kilometrów na zachód od Meridy. Bez najmniejszego problemu można tam dojechać autobusem. W tym też celu, o poranku udaję się na dworzec autobusowy Oriente. O godzinie 9:00 ma odjechać mój autobus. Kupuję w kasie bilet, kilka razy dopytując…
-
Meksyk – …z wizytą na prowincji
Najczęściej najlepsze i najciekawsze przygody są efektem spontanicznych, nieplanowanych decyzji oraz odpowiedniego rozwoju wydarzeń. Gorące, wczesne popołudnie, a ja wracam lokalnym autobusem z Chichén Itzá do Meridy. Nie jest to kurs ekspresowy jak poprzednio, a taki, który jedzie nieco wolniej, bocznymi drogami z licznymi przystankami w kolejnych wioskach i miasteczkach. Liczba mijanych wsi była na prawdę imponująca, wyjeżdżając z jednej, po kilku chwilach zaczynała się kolejna. Większość z nich bardzo do siebie podobna. Skromne, choć zadbane domy, dzieci bawiące się na podwórkach, czasami jakiś mały sklep… Podróż mijała przyjemnie i spokojnie, aż do momentu, gdy włączona na najwyższy tryb chłodzenia autobusowa klimatyzacja zamiast dawać jakikolwiek komfort, nie pozwalała mi wysiedzieć…
-
Meksyk – Chichén Itzá – w sercu kultury Majów
Chodząc do szkoły podstawowej i gimnazjum, w podręcznikach do historii oglądałem zdjęcia jakiś dziwnych piramid. Były one zdecydowanie inne, niż te znane „od zawsze” piramidy egipskie. Zlokalizowane również gdzieś zupełnie na drugim końcu świata, za oceanem, zbudowane przez tak mało nam znanych Majów. Jako kilkunastolatek nigdy przez myśl mi nie przeszło, że za jakiś czas stanę twarzą w twarz z tymi budowlami… Ślady bogatej kultury Majów można oglądać m.in. na terenie dzisiejszej Gwatemali, Hondurasu, Belize oraz meksykańskiego Półwyspu Jukatan. Będąc właśnie na Jukatanie, nie można nie odwiedzić jednego z największych i zdecydowanie najbardziej znanego na świecie kompleksu kultury Majów – Chichén Itzá. Znajduje się on mniej więcej w połowie drogi…
-
Meksyk – Merida – w sercu Jukatanu
Trzeciego dnia pobytu w Meksyku przyszedł czas opuścić nadmorskie Cancun i ruszyć na wschód, w głąb lądu i półwyspu Jukatan. Poszukiwałem miejsca, które będzie ciekawe same w sobie, da mi szansę poznania tego mniej turystycznego, bardziej dzikiego oraz autentycznego Meksyku, a także będzie dobrą bazą wypadową do okolicznych atrakcji, w szczególności Chichen Itza. Wybór padł na miasto Merida. Duże samo w sobie, bo liczące ponad 800 tysięcy mieszkańców i będące stolicą stanu Jukatan. Dzień przed wyjazdem kupuję bilet autobusowy firmy ADO Bus i przemieszczam się na główny dworzec w Cancun. Pomiędzy miastami jest kilka kursów dziennie, jednak z zakupem biletu nie warto zwlekać do ostatniego momentu, ponieważ frekwencja jest duża…
-
Meksyk – Cancun – miasto o dwóch twarzach
Większość osób na hasło „Cancun”, w swojej wyobraźni widzi błękitne morze, szerokie plaże i ciągnące się kilometrami wzdłuż niej ekskluzywne hotele. Tak też jest. Do wspomnianych obiektów trafiają tysiące turystów ze Stanów Zjednoczonych, Kanady oraz Europy, w tym coraz liczniej również z Polski. Ale czy to jedyny obraz tego nadmorskiego meksykańskiego miasta? Nie do końca… Do Cancun przyjeżdżam późnym popołudniem, wysiadam na głównym dworcu autobusowym i z pomocą nawigacji kieruję się w stronę zarezerwowanego hotelu. Nie jestem blisko morza, wokół mnie nie ma bogatych turystów z pięciogwiazdkowych hoteli. Wylądowałem w środku zatłoczonego, głośnego i lekko chaotycznego meksykańskiego miasta. Do dzielnicy hotelowej mam ponad 5 kilometrów. Ja jednak nie tam, swój…